Z okazji obchodów Miesiąca Języka Ojczystego w naszej szkole odbyło się I Dyktando o tytuł Mistrza STO, które zorganizowała klasa IIIa GIM wraz z wychowawczynią mgr Pauliną Richter.  Konkurs zgromadził ok. 60 uczniów w dwóch kategoriach: klasy 4-5SP oraz 6-7SP. Wyniki zostaną ogłoszone po feriach.

Poniżej publikujemy teksty konkursowe:

Tekst Dyktando 4-5SP

Siedzi cętkowana żabka pod wierzbą, łapkami jej korzeń mułem maże i na wpół przytomna marzy o wiośnie. Obok niej skubie rzeżuchę kózka z brudną, ostrzyżoną na półkrótko bródką. Woła więc do żabki spoza dróżki porośniętej chabrami, kąkolem i jeżynami:

-Nie siedź i nie szwendaj się po borze, ale sadź susami w bród przez kałuże do płynącej nieopodal (albo:nie opodal) strużki, aby kupić urodzinowy prezent dla piegży. Może być pompka do roweru ,miniobróżka na szyję, pąsowa wsuwka do włosów z kokardą ,pejzażyk z brzózkami tudzież mosiężny posążek charta.

-Oj, na próżno te namowy – odpowiada wpółsennie żabka w cętki.

-Ja się na to nie odważę, bo mróz już warzywa zwarzył. Droga wąska i śliska jak ślizgawka. Ptactwo już nas opuściło, tylko po rżysku żerują gżegżółki i sójki. Czyż nie najprzyjemniej teraz w komórce zamkniętej na zasuwkę spoglądać zza szybki na późnojesienny pejzaż, jak śnieżek prószy?

 

Tekst Dyktando 6-7SP

Późnopopołudniowe godziny ostatniego kwartału spędzałem szwendając się tu i ówdzie, spacerując tędy i owędy z eksnarzeczoną pół Francuza, pół Włocha, ponętną czarnowłosą pół-Cyganką. Najpierw zwiedzaliśmy nowo otwarte muzeum w pewnym miasteczku w Rzeszowskiem. Równie harmonijnego wnętrza nie można by chyba znaleźć gdzie indziej.W sali głównej pąsowa kurtyna ,zwieszająca się aż spod sufitu, była doskonale zharmonizowana z beżowymi obiciami krzeseł i ażurowych abażurów. Nieoparte wrażenie zrobiło na nas arcydzieło namalowane przez pięcioipółletniego brzdąca, który rozciapał na płótnie jakieś ohydztwo, monstrualne esy-floresy, tak że wyszły jasno nakrapiane plamy, skompilowane bez ładu i składu. A wszystko to dla poklasku pseudoznawców sztuki.

Kiedy indziej cudem uniknęliśmy chryi,gdy natknęliśmy się na eksżołnierza, który właśnie półlegalnie opuścił swój pułk i na wagonie chłodni dojechał aż do Wołoszczyzny,a potem na piechotę przewędrował szmat drogi i znalazł się na Żywiecczyźnie.

Spotkaliśmy też podstarzałego stażystę, przekonanego o swym nieprzeciętnym talencie narciarskim, który wspiął się raz-dwa na wierzchołek wzgórza .Nie bacząc na ostrzeżenia, pochylony wpół ,rozpędził się na ośnieżonym stożku.Jego jaskraworóżowy półgolf budził nie lada aplauz. Rozpędzony, nie zdążył wyhamować i juhasi od razu go wyciągnęli spod warstwy śnieżnego puchu.